Można skakać ze spadochronem, pić wódkę z Rosjanami lub być gejem w Ugandzie, można też wjechać do Istambułu, a następnie przemieszczać się po nim rowerem, podobne ryzyko powikłań.
Mimo pobudki o 7 rano i szybkiego przebierania nóżkami, biorę busa i podjeżdżam w okolice Istambułu, a następnie przez 2 godziny przedzieram się do mojego hosta - Heninnga, erazmusa z Niemiec. Poza mną śpi u niego Aylin - 'bezdomna' Niemka szukająca pracy. Jestem nieco wykończony (zrobiłem około 150km), jednak prysznic stawia mnie na nogi i idziemy z Heninngiem na derby Istambułu. Jest zbyt późno, by dotrzeć do dzielnicy kibiców Fenerbacze, zatem udajemy się do dystryktu zaprzyjaźnionego Beskitasu. Piłka nożna ma wymiar polityczny w Turcji i zajmuje czołowe miejsce we współczesnej kulturze tego kraju. Wszystkie kanjpy pełne, tłumy ludzi dopingują swojego faworyta. Fenerbacze wygrywa, my jemy bułę z rybkami, zapijamy to piwem (względnie drogim w stosunku do reszty produktów niezbędnych do życia), wszyscy są szczęśliwi.
Istambuł - 13,8 milionów mieszkańców (oficjalnie), 1500 km kwadratowych, miasto meczetów, miasto gejów, miasto Ataturka, miasto ludzi nawołujących do szariatu, baaardzo duże miasto. Zamiast próbować je opisać, lepiej zjeść małżę z ryżem i napić się herbaty.
Znalazłem pracę! A właściwie ona znalazła mnie. Szczegóły w kolejnym wpisie ;)