Aweke Mituku był spełnionym człowiekiem. Z wykształcenia inżynier energetyk, skończył politechnikę w Nairobi z wyróżnieniem, spełniając tym samym największe marzenie swojej matki – Aster Mituku. Dzień po otrzymaniu dyplomu wstąpił do policji, zapominając na zawsze wszystkiego, czego nauczył się przez okres studiów.
Ostatnie 16 lat piął się w strukturach, początkowo jako zwykły krawężnik – łapał kieszonkowców i drobnych złodziejaszków, następnie w dochodzeniówce dobierał się do skóry groźniejszym przestępcom. W końcu został inspektorem w specjalnej jednostce rozpracowującej najniebezpieczniejsze krajowe gangi, a ostatnio również komórki terrorystyczne somalijskich ekstremistów. Nigdy nie wziął łapówki, nigdy nie poszedł na układ, nigdy nie uległ naciskom. Wiedział, że z takim podejściem ma nikłe szanse na dalszy awans, nie przeszkadzało mu to. Znał zasadę Petera, teorię progu niekompetencji, pragnął tę wiedzę wykorzystać jak najlepiej.
***
– Cisza do jasnej cholery, inspektor idzie! – szacunek, jakim trzynastu mężczyzn obecnych na odprawie darzyło swojego szefa, był niczym imperatyw, w ciągu sekundy słychać było jedynie powolnie obracający się wentylator, nic więcej. Drzwi otworzyły się, do sali wszedł Mituku. ‘Mike jak zawsze w gotowości, eh jak ja lubię tych chłopaków’ – uśmiechnął się w duchu, jednak jego kamienna twarz nie wyrażała żadnej emocji. Zdecydowanym ruchem podał notatkę swojemu zastępcy, po czym usiadł za biurkiem. Milczał. Makabe Kukuna, zastępca inspektora, znany również jako Mike, rzucił okiem na kartkę, pokiwał potwierdzająco głową, po czym spojrzał na zgormadzonych.
– Panowie, dzisiaj dobierzemy się do skóry paru skurwysynom. Zamykamy dwie sprawy, informatorzy są nad wyraz synchroniczni, aż dziw. Odwołajcie randki, czy co tam planowaliście na wieczór. – nikt się nie skrzywił, nikt nawet nie westchnął, wszyscy czekali w napięciu na szczegóły. Mike kontynuował – Grupa pierwsza pod dowództwem inspektora zdejmie bydlaków Al-Shabaaba, planują zamach tu w Nairobi, dzisiaj mają spotkanie robocze w Pangani. Oddział drugi pojedzie ze mną do Meru. Śledzimy bossów Kibera, spotkają się tam z handlarzami broni. Mamy zielone światło na odstrzał. Nikt się nie zmartwi, jeśli przy okazji kulkę zarobią te gnoje z Armenii…
– Chwila Mike. – przerwał zamyślony Mituku – Ja pojadę do Meru, ty zostań w Nairobi, inaczej nie zdążysz na urodziny córeczki.
Zastępca uśmiechnął się, jego przewidywania sprawdziły się. Doskonale znał prawdziwą przyczynę zmiany pierwotnych ustaleń. Z dostarczonej przed chwilą notatki jasno wynikało, że wyjazd do Meru jest misją dużo niebezpieczniejszą. Nie było jednak sensu oponować, zbyt dobrze znał swojego szefa.
– Okey, szczegóły operacji… - kontynuował Mike. Sala milczała.
***
‘Posprzątamy ten chlew i biorę urlop. Zabiorę dziewczynki na wieś do babci.’ – na myśl o Aster i córeczkach Aweke uśmiechnął się do siebie. Jego matka nigdy nie pogodziła się z wyborem drogi życiowej syna. Wiedział o tym, nic nie mógł na to poradzić.
Z zamyślenia wyrwał go dzwoniący telefon.
– Szefie, melduję, chłopaki w pełnej gotowości rozlokowani zgodnie z planem. Za godzinę zacznie się zabawa, śledzimy ich – niczego się nie spodziewają.
– Szczegóły ustalone z prewencją?
– Właśnie idę na spotkanie do pobliskiego posterunku, zrobiliśmy tam bazę. Za kwadrans zadzwonię.
– Okey, jesteśmy już w Meru. Widzimy się za parę godzin.
Mituku rozłączył się. Śledzona Toyota LandCruiser włączyła kierunkowskaz i natychmiast skręcił na parking przed centrum handlowe Nakumatt. Nie spodobało się to inspektorowi, kazał podwładnemu jechać dalej, zawrócić i dopiero wtedy, skierować się w stronę sklepów. Samochód z gangsterami mijał kawiarnię Avanti, zmierzając ku drodze do pobliskiego hotelu. Wjeżdżając drugą stroną parkingu nieoznakowany policyjny wóz niejako wyprzedzał śledzony pojazd. Toyota zatrzymała się, przepuszczając zgodnie z przepisami nadjeżdżające z lewej auto inspektora. Mituku zrozumiał. Było już jednak za późno.
Prowadzący pojazd policjant, dostrzegłszy kątem oka niebezpieczeństwo odruchowo przyśpieszył. Powietrze rozdarły serie z karabinów maszynowych. Dwóch zamaskowanych pasażerów toyoty celowało w miejsce obok kierowcy. Funkcjonariusz, siedzący za inspektorem, poczuł przeszywający ból w lewym ramieniu, jęknął. Kierowca zakręcił samochodem, próbując zasłonić pasażerów tyłem samochodu.
– Cywile! Nie strzelać seriami! – krzyknął do podwładnych Mituku, wyskakując z podziurawionego auta. Schował się za maską pojazdu, ocenił sytuację. Bandyci ustawili się idealnie za centrum handlowym. Alarm w sklepie, wywołany strzałami, spowodował, że zdezorientowani klienci zaczęli wybiegać na parking. Funkcjonariusze nie mogli odpowiedzieć ogniem napastnikom, jednocześnie nie ryzykując zranienia przypadkowej osoby. Inspektor zaklął, po czym schował się za pobliskim samochodem, zmieniał kąt ostrzału, tak by spanikowani piesi przestali mu przeszkadzać. ‘Jeszcze trochę w lewo’ – pomyślał Aweke, skoczył. Zbyt wolno. Jeden z naboi wystrzelonych ułamek sekundy wcześniej dosięgnął jego szyi. Inspektor upadł na maskę pobliskiego auta. Śnieżnobiałą karoserię pojazdu zbryzgała czerwona ciecz. Samochód gangsterów ruszył z piskiem opon.
***
Makabe Kukuna szybkim krokiem zmierzał ku posterunkowi policji, widział go w oddali. Musiał przejść jeszcze jedno skrzyżowanie. Wchodząc na pasy spojrzał w prawo, w przejeżdżającym autobusie rozpoznał człowieka – jego portret wisiał w siedzibie jednostki. Mike pomyślał o urodzinach córeczki, chwilę później eksplozja bomby rozerwała go na kawałki. Zginął na miejscu.
***
Inspektor Aweke Mituku leżał na ziemi, miał przerwaną arterię szyjną, umierał. Próbował skupić myśli, niestety nie potrafił. Patrzył tylko, patrzył na… białego człowieka z rowerem, stojącego nieopodal. ‘Skąd u licha białas na rowerze w Meru…?’ – zdziwił się i znieruchomiał.
***
Ceremonia pogrzebowa policjantów przebiegała zgodnie z planem. Podwładni zmarłego tragicznie inspektora stali z kamiennymi twarzami w szpalerze. Rodziny zabitych łkały i płakały. Przełożony obu poległych przemawiał długo i żarliwie, jednocześnie rozważając, który burdel odwiedzić dziś wieczorem. Myślał również o jutrzejszych powołaniach – właściwych ludzi, nie znających żadnych zasad Petera, miał już w zanadrzu od ponad dwóch miesięcy.