Geoblog.pl    natropieokapi    Podróże    Na tropie okapi, czyli rowerem przez Afrykę    Dalej już się nie da
Zwiń mapę
2014
10
lip

Dalej już się nie da

 
Republika Południowej Afryki
Republika Południowej Afryki, KONIEC WPISÓW - Przylądek Igielny
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 15020 km
 
No nie udaje się pisać regularnie. Ekran komputera zepsuł się, internetu wyjątkowo często brak, no i jestem w podróż cały czas.

Stop, dzisiaj bedzie bez polskich znakow diakrytycznych. Start.

Spedzilem w Cape Town przyjemne chwile, ale po parunastu dniach czas bylo ruszac w droge, aby w koncu osiagnac cel mej podrozy – Przyladek L’Agulhas – najbardziej na poludnie wysuniety skrawek Afryki. Droga wiodla wzdluz przepieknego wybrzeza, kolor oceanu byl absolutnie wyjatkowy, a do tego mozna bylo spotkac wieloryba co jakis czas. Nastepnie odbilem nieco w lad, ale i tu widoki gor oraz pol uprawnych dostarczyly mi nieopisanej przyjemnosci. Po drodze biwakowalem na dziko, ogrzewajac sie przy ognisku (jednak noce o tej porze roku nie naleza tutaj do cieplych) w rezerwatach ptaszkow i zab. Pobudka wywolana koncertem 20 roznych gatunkow ptakow – bezcenne. Sam Przyladek mnie nieco rozczarowal. O ile Przyladek Dobrej Nadziei to miejsce przepiekne, skaliste urwisko wcinajace sie w ocean z latarnia I przepieknym widokiem, o tyle L’Agulhas to po prostu kamienista plaza z pamiatkowa tablica, informujaca o donioslym fakcie, iz tak, w istocie, to punkt wysuniety najbardziej na poludnie w Afryce, granica miedzy Oceanem Indyjskim, a Atlantykiem. Mimo to, bylem niezmiernie rad, ze w koncu, po okolo 250 dniach, dotarlem do teoretycznego kresu mej wyprawy. YEaaaah udalo sie :D rowerem, pociagiem, samolotem, promem, katamaranem, surfem, wplaw, perpedes, stopem na pace, na dachu, w kabinie tira, busem, na wozie zaprzezonym w osla, wypozyczonym samochodem, motorem… chyba nic nie pominalem. Udalo sie.

Uznalem, ze skoro i tak, tak rzadko robie wpisy, to nalezy spiac w klamre te podroz i w sposob honorowy pozegnac sie z czytelnikami tegoz bloga (czyli z mamusika… :). A poludniowy skraj Afryki jest idealnym pretekstem do tego. Zatem niniejszy wpis konczy moja wyprawe (na blogu). Dzieki za czytanie moich wypocin oraz cierpliwosc, gdy nic sie nie pojawialo przez pare tygodni z rzedu. Do zobaczyska przy piwku.



Epilog

Ruszylem nastepnie do Port Elizabeth, po drodze skaczac na bungee z mostu z 216 metrow, (kiedys byl to najwyzszy tego typu punkt do skokow na swiecie, ale potem Chinczycy…wiadomo). W PE zatrzymalem sie w Backpackers. Zwiedzajac miasto odnioslem wrazenie, ze dni swietnosci ma za soba, a moze to pora roku? Bylem jedynym gosciem w hostelu, a na ulicach bylo jakos tak pusto.

Z PE skierowalem sie na polnoc, w kierunku Johannesburga. Jednak najpierw postanowilem zwiedzic Lesotho. Kraik ten, jako jedyny na swiecie, polozony jest w calosci powyzej 1000 m.n.p.m. W porownaniu do RPA jest raczej biednym krolestwem, a dokladnie bankrutem, ktore korzysta z pomocy otaczajacego go najpotezniejszego ekonomicznie kraju w Afryce. Tak jak na calej trasie mej podrozy, taki I tu, spotkalem wyjatkowo przyjzanych i milych ludzi, otwartych oraz chetnych do pomocy. Co ciekawe, bylem przekonany, ze bede musial nabyc wize, zatem przyjemnie sie rozczarowalem, gdy ostatecznie uiscilem jedynie oplate wjazdowo w wysokosci 3$ za moj motor. Moze jeszcze dodam, ze o tej porze roku panuje tutaj pora sucha, wiaze sie to z wyschnietym gorskim krajobrazem, ktory byl przepiekny, jednak stal w sprzecznosci z soczysta zielenia zdjec tego kraju, ktore mialem okazje widziec. Bylo zimno…nad ranem moglem zaobserwowac szron na motorze, a i w namiocie za cieplo nie bylo. Odwiedzilem rowniez Maseru, a nastepnie wrocilem do RPA.

Moj wierny towarzysz, czerwony, chinski smok przejechal 12.5 tysiaca kilometrow. Spisywal sie dzielnie, oczywiscie musialem dokonywac niezbednych napraw, spawek, wymian, dokrecen I przyklejen. Jednak wszystkie te czynnosci byly przeprowadzane w warunkach kontrolowanych. 20 km przed centrum Johannesburga, przed zaplanowanym przeze mnie koncem podrozy na motorze, po przejechaniu bezproblemowo parunastu tysiecy kilometrow, o godzinie 8 wieczorem, zerwal mi sie lancuch. 20 km!!!! Troszke zabawne. Wyslalem SMSa to Patryka, chlopaka, ktory zaoferowal mi spaniel w Johannesburgu, ze dzisiaj moge sie nie pojawic, bo mam problem, jestem tu i tu, przespie sie w krzakach, a jutro cos wykombinuje. Odpowiedz przyszla po sekundzie: “Bruuu, trzymaj sie i uwazaj na siebie, bo nie wiesz nawet gdzie jestes, jedziemy z misja ratunkowa”. Jak sie okazalo, dane mi bylo czekac na odsiecz w najniebezpieczniejszych przedmiesciach Johannesburga, cale szczescie nic zlego sie nie stalo, a po niecalej godzinie Patryk ze znajomym przyjechali, pozyczonym samochodem i przyczepka. Jeszcze tego samego wieczora znalazlem sie na domowce gdzies w Josburgu i uswiadomilem sobie, ze nie bylem na tego typu spotkaniu towarzyskim od okolo 8 miesiecy.
Patryk, student 5go roku medycyny, kapitan druzyny rugby wydzialu medycyny, wlasciciel ponad polmetrowych dredow, okazal sie super przyjaznym, otwartym i serdecznym typem. Razem z Danem, Martinem (Polakiem po ojcu, nie mowiacym slowa po polsku), Emy i Clair mieszkaja w sporym domu w dzielnicy Orange Grove (nieopodal, w tej samej dzielnicy wychowywal sie Dave Matthews :). Hoduja takze 4 kury przez co nie narzekaja na dostawe swiezych jajek. Wot technika!

W Johannesburgu spotkalem sie z Mike’m – Francuzem poznanym jakies 9 lat temu w Bristolu. Mike wraz ze swoim znajomym od roku przemierzaja rozne czesci swiata na rowerach. Wspolnie pojechalismy do Parku Narodowego ‘Kolebka Ludzkosci’, gdzie zobaczylismy duzo zwierzatek, piekne jaskinie oraz muzeum tematycznie zwiazane z naszymi prapraprzodkami.

Odpoczawszy nieco w Josburgu postanowilem, tym razem busem, zwiedzi Mozambik. Co postanowilem, to uczynilem. Spedzilem ponad 2 tygodnie jezdzac autostopem po wybrzezu, zwiedzajac piekne laguny i zatoki, pobyczylem sie na plazy w Tofo, wsrod sporej liczby backpackersow, odwiedzilem Xai-xai oraz Bilene, spalem na wydmach i plazach, a gdy zasypialem slyszalem szum oceanicznych fal. Mialem tez szczescie spotkac w Maputo lokalnego grajka, ktory zabral mnie do spelunki tylko dla lokalsow, zaden turysta, bialy muzungu nigdy by nie znalazl tego miejsca. Noah sprosil swoich znajomych, troche pogralismy, on mozambickie rytmy, ja ociupinke bluesa, reszta tanczyla i spiewala w rytm muzyki. Rozkrecilismy naprawde dobra potancowe:) Nastepnego dnia spotkalem Tiego, wyjatkowo przyjaznego Mozambijczyka, tym razem takze muzungu. Wlasciwie to on mnie spotkal, zatrzymujac swoj samochod I pytajac gdzie ide z tym plecakiem. Gdy mu wyjasnilem, zaczal sie smiac i wzial na kawe, tlumaczac ze droga ktora zmierzam prowadzi donikad i napewno nie zlapie tutaj stopa do Inhambanie. Po powrocie do Maputo spedzilem u niego jeszcze 3 dni. Duzo by pisac o Mozambiku oraz przygodach jakie tam mialem, ale w koncu mial to byc tylko epilog… Takze, ostateczne, zostawszy okradziony przez policje zdecydowalem sie uchodzic z tego kraju ogarnietego wojna domowa i wrocic do Johannesburga :D

I tu konczy sie historia mej podrozy po Afryce (przynajmniej na tym blogu :). Nie bede robil podsumowania, nie wybiore najfajniejszego kraju, najpiekniejszego miejsca, czy najciekawszej przygody. Nie da sie, bo ta podroz byla jak rzeka, wartko plynaca i laczaca wszystkie miejsca w jedna calosc. Bylo warto, w kazdym aspekcie. Miejsca, ludzie i przygody zostana na zawsze w mojej glowie, a i mam nadzieje, ze z niejedna osoba uda mi sie jeszcze kiedys spotkac, a miejsce odwiedzic ponownie.

Dzieki jeszcze raz wszystkim za pomoc, wsparcie i dobre slowo. Jak tylko zawitam do Polski dam znac.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (10)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (11)
DODAJ KOMENTARZ
genek
genek - 2014-08-15 21:07
szacun
 
Zyta
Zyta - 2014-08-17 00:21
Africa - conquered...
Please choose next mission...
 
Zyta mlodszy
Zyta mlodszy - 2014-08-17 13:19
Well, being a perfect uncle...ay?
 
oboski
oboski - 2014-08-18 00:05
Następny szacun
:-)
i dzięki (czekałem - czytałem)
 
Mrówa
Mrówa - 2014-08-18 10:16
Gratuluję! Dokonałeś tego, spełniłeś swój sen o Afryce. Teraz czekam na szybkie spotkanie i dłuuugie opowieści.
 
Swierszcz
Swierszcz - 2014-08-18 19:46
Muito bem, parabéns! Oчень хорошо! Hongera!
 
jolaia
jolaia - 2014-08-27 10:00
A pamiętam tę ostrą dyskusję w Zarzęcinie, która podzieliła nawet ciotki :-D Ciekawam, na ile zmieniłeś swoje myślenie o sobie podczas tej podróży...
 
ja
ja - 2014-08-29 14:26
O sobie... pewnie duzo by pisac i poklocic sie tez troszeczke mozna by :) sporo roznych watkow do dyskusji. Na pewno przekonalem sie, ze moge liczyc sam na siebie (kolejny krok to przejazd przez Czad albo DRC ;p ). A z drugiej strony docenilem jeszcze bardziej Polske (kazde leniwe dziecko z Polski powinno sobie pozyc troszke tutaj, moze doceniloby np. darmowa edukacje). Generalnie to wieloaspektowa sprawa :)
 
jolaia
jolaia - 2014-09-02 19:08
mam nadzieję, że kiedyś – i to jeszcze przed moją emeryturą – będziemy mogli trochę o tym pogadać. A tymczasem tylko ci powiem, że zaimponowałeś mi! :-)
 
w-wska ciotka
w-wska ciotka - 2014-09-12 13:52
Oj czytalo sie czytalo! Nie tylko mamuska Mrowa, inne mamuski swiata tez!

Zal sie rozstawac z Twoja Przygoda, hope, ze zlapiesz oddech i zatesknisz znow.
Czytelnicy czekaja, gratuluja i dziekuja za Wspolna przygode.
Ameryke sledzilam uwaznie, Afryke tez, cos tam mamy jeszcze na A.....
Serdecznosci
 
tealover
tealover - 2014-10-21 08:06
szkoooda, lubiłam zerkać, gdzie właśnie jesteś ^_^
 
 
zwiedził 8.5% świata (17 państw)
Zasoby: 76 wpisów76 117 komentarzy117 233 zdjęcia233 0 plików multimedialnych0