Lwów bez zmian. Pociągu ni ma bo nie, na bilecie naciągną te 15hrywien, jak już pociąg jest, to wlecze się z zwarotną prędkością, krawężniki mają min 20 cm wysokości specjalnie, żeby obładowany rower nie mógł się za bardzo poruszać, miasto rozkopane tak, że po deszczu zamienia się w jedno wielkie bagienko, szalone toalety.
Chociaż pewnie to biadolenie zblazowanego polaczka. Panie handlujące (między sobą...???) drażami w pociągu wesoło śmieją się mimo ewidentnego zmęczenia, pociąg w końcu przyjedzie - komu tu się śpieszy? A kibelek... jeszcze zatęsknę za takim
Perony dworca lwowskiego nocą - polecam, ładniejsze niż wrocławskie.