Poszlajałem się sporo rowerem po tym mieście. Pierwotne, raczej smutne, odczucia dotyczące stanu tego miasta i sytuacji jego mieszkańców nieco polepszyły się. Są dzielnie czy też arterie w całości w budowie (za 2-3 lat może będzie to jakoś wyglądało), są strefy z willami (podobno wynajem nawet 6000$ miesięcznie), są parki i sklepy z większością potrzebnych produktów. Z Justyną i Kryspinem pojechaliśmy na targ rękodzieła etiopskiego – tutejsi artyści wystawiali się z naprawdę ładnymi produktami, wszyscy mówili płynie po angielsku i nie krzyczeli ‘Łer ar ju go, mister?’ (Fakt, że wstęp był płatny, a większość zwiedzających/kupujących to byli biali, czyli nie był to normalny bazar).
Po tych paru dniach, jakby mniej osób zaczepia na ulicy okrzykami, a coraz więcej ludzi zwyczajnie chce pomóc lub pogadać. Gdy zrozumie się pisany i niepisany sposób jeżdżenia samochodem Etiopczyków (a może Addisabebańczyków) jazda rowerem po mieście nie jest w ogóle problematyczna. Przyjemnie pomyśleć, że może za parę lat, większość slumsów zostanie zastąpiona bardziej cywilizowanymi warunkami. Oby nie odbyło się to kosztem najuboższych, w myśl zasady biedny będzie jeszcze biedniejszy, a bogaty bogatszy. Niestety wszędzie się tak dzieje, może im się uda?
PS Przy ulicy Gaston Guez Street, blisko skrzyżowania z Churchill Avenue znajduje się kawiarnio-mielarnia kawy. Najlepsza czarna jaką do tej pory piłem w Etiopii (a przecież ten kraj słynie z uprawy tej rośliny). Jeśli akurat maszyna zepsuje się (wystawiają wtedy karteczkę, że prezydent kraju niebawem wpada do nich z wizytą i dlatego mają przerwę :D ), identyczna knajpeczka (sieciówka…?) jest dosłownie 5 minut dalej, w dół Churchill Avenue, po lewej stronie. Polecam.