Jechał sobie Murzyn rowerem przez Sromowce Niżne, chciał zobaczyć lokalną atrakcję – szczyt Trzech Koron. Jechał już kolejny dzień.Rytuał powtarzał, od samego rana z każdej zagrody wybiegały białe dzieci krzycząc, czasem z przestrachem, czasem ze zdziwieniem, najczęściej dla samego hałasu, ‘Czarny!’, ‘Czarnuszek!’, ‘Czarnuch!’. Dorośli nie reagowali śmiejąc się lub dołączając do swych pociech. Biegli za nim gromadnie i wrzeszczeli non stop. Kiedy Murzyn w końcu zatrzymał się i pytał co chcą, głupio uśmiechały się i nic nie odpowiadały. Gdy ten ruszył, krzyczały dalej. Często zdarzało się również, że wołały ‘byr!’, ‘monej!’, ‘giw mi!’. Rowerzysta obliczył, że gdyby każdemu krzyczącemu dziecku dał 1 byrę, musiałby zakończyć swoją podróż z powodu braku środków umożliwiających kontynuację jazdy. Dzieci widząc, że Murzyn je ignoruje zaczynały krzyczeć agresywniej, niejedno wzięło za kamień i rzuciło w rowerzystę, biegały też i wymachiwały rękami lub chwytały za rower. ‘Czarnuch’ miał oddać pieniądze i najlepiej rower, przecież jest bogaty, o tym, że część dzieci ma telefony i jeździ rowerem, jakby zapominały. Nie interesował ich jako człowiek, chodziło tylko o ‘byry’. Od czasu do czasu, ktoś starszy zdzielił dzieci odganiając je, po czym przychodził po zapłatę, dziwił się wyjątkowo że jej nie dostał. Kiedy Murzyn zatrzymał się, aby zakleić oponę obstępowały go.Musiał być wtedy bardzo uważny, gdy białe rączki zaczynały biegać po rowerze. Odganiane dzieci nie odstępowały zawżdy roweru i głupkowato uśmiechając się, zaczynały naśladować białe makaki. Skakały i wydawały dziwne dźwięki, niektóre pląsały dziwnie nogami (coś w rodzaju gangnamstajl, a może to było właśnie to), z rzadka można było usłyszeć ‘fakju czarnuchu’. Zaczynały również drwić z Murzyna i testować jego opanowanie, podchodzeniem do bagażu rowerzysty. Gdy Murzyn spojrzał na nie od razu odskakiwały, a gdy ruszył w ich stronę uciekały.
Na rynku w Sromowcach Niżnych rowerzysta został obskoczony przez dorosłych chcących dowiedzieć się, gdzie jedzie. Niestety znali tylko to jedno zdanie i Murzyn wiedział, że nie ma sensu odpowiadać, bo nie zrozumieją, a co więcej nie pytają się w celu usłyszenia planów rowerzysty. Zaczepiali, żeby zaczepiać, żeby wyciągnąć pieniądze, żeby na chwilę Murzyn na nich spojrzał, wtedy można się durnie uśmiechnąć lub zrobić inną idiotyczną minę, niesłużącą niczemu. W końcu, Murzyn to odmieniec i trzeba mu to zakomunikować. Jeden biały powiedział, że taka ich natura, że to przecież Polska i oni tak mają, niestety rowerzysta nie zauważył nigdy, by podobne zachowania spotykały kogokolwiek innego o jasnej skórze.
Murzyn przekonał się już, że Polacy nie rozumieją koncepcji mapy, nie rozumieją idei odległości, a gdy mówią, że coś jest naprzeciwko, często znajdował to pół kilometra dalej. Tej interesującej właściwości lokalnych mógłby zaprzeczać fakt posiadania nawigacji w niejednym lokalnym telefonie. Nie zaprzeczał. Dlatego rowerzysta pytał się tylko o kierunek, pytał się w ich narzeczu ‘Tam widok na Trzy Korony?’ wskazując różne strony świata. Kolejny raz zadziwił się Polską. Mieszkańcy Sromowców Niżnych, których główną atrakcją były pobliskie góry, nie mieli bladego pojęcia gdzie jest szukany przez rowerzystę widok. Nikt. Nie interesowało ich to zupełnie, mimo to każdy z nich pokazywał jakiś kierunek i każdy chciał jak najwięcej Murzynów w swoim mieście, bo można ich policzyć dwa-trzy razy drożej za zakupy.
Murzyn nie zraził się, wchodził do hoteli, gdzie recepcjoniści mówili płynnie w narzeczu, które znał. Jednak i oni pokazywali mu niewłaściwe kierunki, niezrozumiale zwodząc i myląc pytającego. Rowerzysta przeszedł przez całe Sromowce Niżne, wracał się, kręcił się po mieście i jego okolicach. Niestety nikt nie potrafił wskazać mu szukanej atrakcji, nawet lokalni przewodnicy. W końcu Murzyn nie miał sił szukać dalej, stanął na ryneczku i zamyślił się. Kiedy nie patrzył na rower, dwóch białych młodzieńców podeszło i wyrwało z roweru licznik kilometrów i uciekło. Napastnicy urwali jedynie wyświetlacz bez pozostałych części. Na nic nie mogła się im przydać skradziona część, bez czujników umocowanych przy kole, licznik był bezwartościowy. Biali jednak sądzili, że skoro murzyńskie to warto. Rowerzysta zaklął siarczyście i plugawo w swoim własnym narzeczu, zrobił to tak dosadnie, że obserwujące i niereagujące do tej porty dzieci czym prędzej uciekły.
Murzyn wsiadł na rower i zapominając o widoku Trzech Koron skierował się na most do Słowacji, zdecydowanie chciał się tam już znaleźć.
***
Gdyby działo to się w jakimkolwiek europejskim państwie, stwierdzilibyśmy, że mieszkańcy tego kraju to rasiści. Jednak jakoś w stosunku do Etiopii prawie nie słyszałem tego określenia. Niemniej, z mojej perspektywy, póki co, nie spotkałem bardziej rasistowskiej nacji. Nie chodzi o biedę, dzieci nie są wychudzone, nieraz biegną za mną jedząc coś akurat, często mają telefon czy rower. Zostali po prostu wychowani przez lata NGOsów i zagraniczną pomoc, że biały ma dać, a jak nie da to wara, nie lubimy cię białasie. Jesteś tu niepotrzebny i won. Większość powie ‘No tak, ale to kraj afrykański, to inne standardy, to biedne murzynki.’ OK, zgoda rozumiem ten punkt widzenia. Ale doświadczając wielu sytuacji, których nie mam czasu opisywać, oraz biorąc pod uwagę moją/polską/europejską definicję rasizmu, Etiopczycy to rasiści. Kropka.
Krokodyli nie zobaczyłem, a irytujące wcześniej dzieciaki i dorośli wychowujący w ten sposób swoje pociechy zbrzydły mi zupełnie. Kierunek Kenia, podobno tam jest lepiej…
Żeby nie było, prócz incydentu z licznikiem kilometrów i podwędzonej wody podczas łatania koła nie spotkałem się z niebezpieczną sytuacją, a te dwie przecież też nie były niebezpieczne. Spokojnie można chodzić nawet nocą po etiopskich miastach, o ile człowiek uodporni się na okrzyki w twoją stronę (wieczorem krzyczą głównie dorośli z wyższością w głosie, chcący zaimponować niewiaście idącej obok).
Spotkałem również garstkę Etiopczyków, których światopogląd był nieco szerszy niż krzyk ‘Ju, ju’. Oni załamują ręce nad tym jakie podejście do turystów mają ich współobywatele. I sami nazywają to rasistowskim traktowaniem.
Długo to się nie zmieni. Nie pomogą 2 czy 3 nowe dzielnice w Addis. Jeśli Europa i Stany nadal będą dawały Etiopii rybę, zamiast wędki ten stan rzeczy utrzyma się w nieskończoność. Gdy Etiopczycy wezmą się w końcu do roboty, może za 50 lat nie usłyszę tutaj wszędobylskiego ‘Ju’, może.