Z Nairobi do granicy przejechałem w jeden dzień (ok. 140 km), zatrzymując się 15 km przed przejściem na campingu. Drugi raz w Kenii ‘byłem zmuszony’ płacić za nocleg. W sumie przez ponad 3 tyg. w tym kraju wydałem przytłaczające 17$ na nocleg, co daje średnią 0.7$ na dzień. Ałć! :) Na campingu poznałem bardzo sympatyczną parę Holendrów (znali Lore i Simona), którzy zmierzali na północ, jadąc wcześniej trasą zbliżoną do planowanej przeze mnie. Wymieniliśmy się informacjami oraz kartami SIM. A, i był też żuk rodem z filmu Król Lew.
Jeszcze o Kenii:
Nairobi jest rzeczywiście drogie, a spędzając tam dobrych parę dni nadszarpnąłem budżet. Nie żałuję.
Oprócz obcokrajowczyń, nie widziałem kobiet palących papierosy. Inetersting.
Konsumpcjonizm króluje w Kenii, każdy chce mieć nowy motor, telefon, rower, samochód, duperszmelc. Rozwarstwienie społeczne rośnie. Liczy się kasa. Zachodzie witaj. Chińczycy robią na tym niesamowity biznes. Hindusi też (trzymają w garści handel, z tego co pamiętam około 4% zasymilowanej populacji tego kraju, głównie zamożni). Zapewne, za parę lat, cała ta chińszczyzna rozleci się i zrobi się jedno wielkie azjatyckie wysypisko. Starsi Kenijczycy, nieskażeni białym patrzeniem, doceniają i cieszą się życiem. Młodzi albo gnają za mamoną albo narzekają jak ciężko jest w tym kraju. Edukacja płatna (jakby wszędzie na zachodzie nie była, tylko my mamy to szczęście), ciężko znaleźć pracę (nie żeby 60-70% młodych Portugalczyków czy Greków było bezrobotnych, a Polska niewiele lepsza), a i bez kontaktów ani rusz ze znalezieniem dobrej pracy (Polsko witaj). Czasem, gdy słuchałem wyobrażeń o Europie, zwłaszcza wykształconych Kenijczyków (niewykształceni nie zastanawiają się nad tematyką, zasuwają), to tylko uśmiechałem się z rozbawieniem w duchu. Mniej więcej, tak jak mityczne USA dla Polaków. Kraina mlekiem i miodem płynąca. Mr. Rodak! Witaj bracie, jak się masz?! Taaaa.
Dla nie będących w temacie polecam chlopcyradarowcy.blogspot.com ;) .
pozdro600.