Zambia, nie wliczając Livingsotne i okolic, jakoś mnie niczym nadzwyczajnym nie urzekła. Góry, a raczej wzniesienia, przyjemne ale w Malawi lepsze, lasy ładne, ale w Tanzanii lepsze, większych akwenów wodnych brak, zwierzątka tylko w parkach, ludzie pozytywnie nastawieni, ale z powodu masy białych turystów to już nie to samo nastawienie. Generalnie fajnie, ale człowiek chce lepiej i więcej, a tu cywilizacja i porównywanie z krajami trzeciego świata. Całe szczęście Livingstone nadrobiło punktów dla Zambii – wodospad przepiękny, ogromniasty i w ogóle. Ilość przelewanej wody można odczuć w pełni patrząc z helikoptera, co uczyniłem, a przy okazji zobaczyłem słoniki, hipcie i krokodyle z lotu ptaka. Ponadto dziki offroad po bezdrożach wzdłuż Zambezi, ukoronowany znalezieniem przepięknego miejsca na nocleg – na cyplu, otoczonym przepaściami rowu tektonicznego i rzeką. Cudownie.
Oglądając Wodospad odwiedziłem wujka Mugabe, zacny i przyzwoity człek, kochający białych mieszkańców kontynentu, tolerancyjny i nieuprzedzony mąż stanu, prawdziwy ojciec narodów.
Ramię w ramię z Jackobem Zumą wiodą swoje kraje… z powrotem w erę kamienia łupanego. A ty białasie urodzony na tym kontynencie, podobnie jak twoi ojcowie i dziadkowie, wynoś się stąd, sami sobie porządzimy :D Black Economic Empowerment przybywaaaaaj! :)
Może jeszcze wspomnę o kobietach w Zambii. Wg mojej subiektywnej oceny i gustu, są najpiękniejsze ze wszystkich krajów Afryki, które odwiedziłem. Oczywiście wszędzie spotkamy ładne niewiasty, ale statystycznie tutaj najczęściej. Piękne dziewanny. Moja subiektywna lista: Zambia, Etiopia, Tanzania, Malawi, nic, cisza, pusto, Kenia :D
Wraz z Malawi zakończyła się era ryżu z fasolą, którą to potrawę uwielbiam i jadłem codziennie. Jej lokalną, dla mnie gorszą, zambijską wersją jest sima (ugali) z fasolą – mimo to ciągle w porządku. Niestety wraz z przekroczeniem Zambezi, zaczyna się era frytek i kurczaków, a fasolki ni widu ni słychu :(